Kotwica - Duszpasterstwo Młodzieży Diecezji Toruńskiej

Duszpasterstwo Młodzieży Diecezji Toruńskiej

»   Gość w dom

2016-07-15
"Gość w dom, Bóg w dom" - głosi przysłowie. Ale czy na pewno? Czy każdy gość jest w naszym domu mile widziany? Czy każdy stanowi dla nas obraz Pana Boga? A jak gość ma skośne oczy albo czarną skórę? Jak mieszka na innym kontynencie? i mówi…. właściwie nie wiadomo w jakim języku, to czy wtedy też przynosi nam w nasze progi Boga? No nie przesadzajmy, takich gości to może nie przyjmujmy, bo nie wiadomo jacy Oni są?
Link do galerii na Facebooku.

A jak się nie dogadamy? Jak będą się dziwnie zachowywać? Może w ogóle będą jacyś dziwni? Eeeee!, może lepiej dajmy sobie spokój i zajmijmy się swoimi sprawami, przecież mamy tak wiele swoich problemów? Po co dokładać sobie trudnych, nieprzewidywalnych sytuacji, jak i tak co dzień biegamy, byle tylko pozałatwiać swoje pilne sprawy? No może jeszcze jakby tylko poczęstować  obiadem albo sokiem, ale żeby na nocleg??? Oooo nie! Będą mi po domu chodzić?
            Na szczęście my takich myśli nie mieliśmy nigdy. „My” czyli trzyosobowa (jak na razie) rodzina z Kowalewa Pomorskiego. Słyszeliśmy o przygotowaniach do Światowych Dni Młodzieży od wielu miesięcy, poznaliśmy tzw. logo wydarzenia, braliśmy udział w peregrynacji symboli ŚDM w naszej parafii, a ponieważ zdawać by się mogło, że młodzieżą już dość dawno nie jesteśmy, nie „pchaliśmy” się do grupy wolontariuszy, biorących czynny udział w przygotowaniach do światowego spotkania młodzieży w Polsce. Ponadto nasze wyobrażenia o przygotowaniach podpowiadały nam, że chociaż przybędą do Polski młodzi ludzie z różnych krajów, to na pewno i tak nie ma realnej szansy na przyjęcie ich w naszym domu, bo z pewnością już dawno zostali oni „rozdysponowani” wśród innych parafian i nie ma co podejmować się starań, nam się to i tak nie uda…
            Jakie zatem było nasze zdziwienie, kiedy wśród tzw. ogłoszeń parafialnych pojawiła się prośba o zgłoszanie osób chętnych do przyjęcia pielgrzymów z Gabonu pod swoim dachem? Ale to niemożliwe – myśleliśmy dalej według swoich wyobrażeń – nie ma po co się zgłaszać i pytać, pewnie ogłoszenie było pro forma, a pielgrzymi i tak już są przydzieleni?
            A jakie było nasze zdziwienie, kiedy ksiądz Adam – koordynator ŚDM w dekanacie Kowalewo Pomorskie, zapytany przy tzw. okazji: Jak tam noclegi dla pielgrzymów z Afryki? odpowiedział, iż potrzebuje jeszcze kilku miejsc noclegowych? Jak to? To my też możemy przyjąć gości z innego kontynentu w naszym domu? To niesamowite! Chcieliśmy bardzo, ale wydawało się nam to tak niedoścignione…
Możecie, oczywiście, że możecie – usłyszeliśmy w odpowiedzi. Zatem zapraszamy do nas. Może dwie osoby… Ale gdyby brakowało miejsc, to chętnie przyjmiemy cztery, mamy dużo miejsca, a i „mobilni” jesteśmy oboje, więc na dwa auta damy radę przywieźć, odwieźć, czy co tam będzie potrzeba….
            I tak czekaliśmy… trzeba przygotować naszą 5-letnią córeczkę, żeby odpowiednio reagowała na czarny kolor skóry, trzeba pomyśleć czym podejmiemy gości, ale właściwie co wiemy na temat Gabonu? Trzeba trochę poszperać, poczytać, żeby nie wypaść całkiem blado… Ojej goście będą mówili w języku francuskim... i co teraz? My nie znamy tego języka, pomijając trzy podstawowe słowa. Ale nie przesadzajmy! Ile osób w Kowalewie tak płynnie mówi w języku francuskim? A może Gabończycy jednak znają język angielski? Jakoś będzie, najwyżej zadzwonimy do naszej koleżanki i Ona nam pomoże.
No tak! To porządkujemy dom… Ale mamy nieładnie! Trzeba odświeżyć, umyć, poprawić… Najlepiej pomalujmy ściany na nowo – wtedy będzie tak pachniało w domu… I jeszcze kilka szczegółów, które od dawna wiadomo, że trzeba w niestarym domu dokończyć, ale przecież nie ma na to czasu. A teraz czas nagle znalazł się, bo goście mają być tacy niecodzienni.
Czekamy, czekamy i nagle informacja, że nie od 8 do 12 lipca, ale od 10 do 12, czyli o połowę krócej będziemy gościć przyjezdnych, no ale to nie od nas zależne, dobrze, że w ogóle przyjadą. Czekamy!
Niedziela 10 lipca, wszystko – albo i nie wszystko przygotowane – zawsze można poszukać czegoś, co mogło być wykonane staranniej, ale teraz nie ma co rozmyślać.
Godzina 14-ta będą! Ale Ich nie ma. Jak to? Nieco spóźnieni, ale są, wysiadają, uśmiechają się, mają piękne twarze – takie egzotyczne, wszystkie są uśmiechnięte. A co dzieje się z nami? Tzw. kluska w gardle, serce łopoczące, a w oczach nie wiadomo skąd i dlaczego łzy… To jest jak sen. Coś, co do niedawna wydawało się niedoścignione, nagle staje się namacalne i rzeczywiste. Wszystko się poplątało: obawa, niepewność czy sprostamy wyzwaniu i największa radość, jaką człowiek może odczuwać… łzy płyną same, a my nie rozumiemy, co się z nami dzieje? Teraz już nie czas na takie rozmyślania, pielgrzymi dotarli, idziemy do kościoła parafialnego i znów oczekujemy, kto z Nich trafi pod nasz dach? Prawie wszyscy gospodarze zabierają dwie przyjezdne osoby, za chwilę ksiądz przydzieli wszystkich i dla nas nie będzie nikogo…
Nareszcie! Nasze nazwisko wywołane! Teraz i my możemy przywitać swoich gości, a właściwe jednego gościa – bo z uwagi na liczbę chętnych do przyjęcia gospodarzy, przewyższającą liczbę przybyłych mieszkańców Afryki, cztery osoby z grupy będą nocowały samodzielnie.
To idziemy… całą naszą małą rodziną… przez środek kościoła… i nagle nasza 5-latka przyspiesza kroku i już nie idzie… biegnie i wpada siostrze Nataszy w ramiona. Nikt takiego scenariusza nie układał, nikt nie wymagał od małej dziewczynki takiego zachowania. Taki scenariusz podpowiedziało Jej serce, przywitała siostrę jak umiała najpiękniej (a my obawialiśmy się czy zechce uścisnąć dłoń na powitanie). Więcej nie trzeba było już mówić, po co słowa, kiedy najbardziej uniwersalny język miłości przekazał wszystko, co należy. To nasza 5-letnia córeczka podpowiedziała nam jak mówić, kiedy nie ma się umiejętności lingwistycznych. Kolejne chwile, godziny i dni w towarzystwie siostry Nataszy, to doświadczenie, którego po ludzku nie da się ubrać w słowa. Dla nas to cud w naszym domu. Nikt nie dostrzegł barier w jakimkolwiek znaczeniu. Wspólne rozmowy na tematy nie wiadomo skąd przychodzące, zabawne sytuacje, śpiewy, modlitwa we wspólnocie, posiłki i czas na zwykłe codzienne czynności. Wszystko według ustalonego przez księdza koordynatora i wolontariuszy planu, a jednak takie nasze i siostry, takie swojskie, domowe, a zarazem egzotyczne i nietypowe, komunikatywne i czytelne, a jednak niecodzienne i wyjątkowe, spokojne i wyważone, a przy tym nieco szalone i dość gwałtowne. Wszystko wymieszane doprawione największą dawką miłości, jaką tylko wszyscy umieliśmy siebie wzajemnie obdarować.
Nawet nie będę podejmować starań, by równie szczegółowo, co powitanie, opisać chwile pożegnania… najistotniejsza wydaje się wspólnie wymieniona obietnica o modlitwie i żal, że to już koniec. Siostra za szybą autokaru, który zawiezie ją do innych, by mogła ponieść im to, czego my doznaliśmy dzięki Jej obecności w naszym domu i w naszej rodzinie, by mogła dalej mówić do Polaków najpiękniejszym językiem Miłości i Miłosierdzia – bo takie nosi imię „nasza” Siostra Natasza – Misericordia…
 
P.S. następnego dnia przed południem siostra Natasza napisała do nas sms: „myśli o nas” – my o Niej też i to najcieplej jak potrafimy.
Zobacz »
© 2016 Wykonanie Marcin Koźliński / Toruń / SYSPiR CMS
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies